Redakcja
Nowa
Działki na sprzedaż przy ul. Kukułczej
6
maj
2024
Więcej
Przejdź do menu głównego.
Przejdź do treści.
Przejdź do wyszukiwarki.
Uruchom wysoki kontrast.
Uruchom wersję tekstową.
Skróty klawiszowe:
Strona wykorzystuje pliki cookies.
Dowiedz się więcej...
Wysoki kontrast.
Wysoki kontrast.
Oficjalna strona internetowa Urzędu Miejskiego w Zawierciu. Strona wyposażona w automatycznego lektora treści. Usługa lektora dostępna jest z poziomu poszczególnych podstron.
Wersja dla niesłyszących.
Chór wokalny Sound'n'Grace zakończył tegoroczne obchody Dni Zawiercia koncertem pełnym optymistycznej treści i uduchowionego, inspirowanego stylem gospel, śpiewu. Ich występ został przepięknie połączony z wieńczącym Dni Zawiercia uroczystym pokazem sztucznych ogni. Oto zapis rozmowy z członkami chóru: Kamilem Mokrzyckim, Michałem Bojarskim i Kamilem Bijosiem.
Kamil Pietrzyk: Jakie macie wrażenia po koncercie w Zawierciu? Występowaliście równolegle z przepięknym pokazem sztucznych ogni... Jak się czujecie? Jest zmęczenie?
Kamil Bijoś: Czad! Pierwszy raz mieliśmy coś takiego, że te fajerwerki działały przez cały numer, były zsynchronizowane, i to jest najfajniejsze, że gdy było wyciszenie, to wtedy ich nie było, a potem wszedł refren i znowu się pojawiły. Widziałem, że wszyscy się tym jarali, i ja miałem ciarki na rękach.
Michał Bojarski: Dawno też nie mieliśmy takiego odbioru po koncercie: ile młodzieży przyszło po autografy, po zdjęcia. I nie tylko młodzieży! Rodzice też, aczkolwiek wszyscy wyglądali jak młodzież.
Kamil Mokrzycki: Faktycznie ta młodzież musiała tu być z rodzicami i można było się pomylić (śmiech).
Kamil Bijoś: Jest późna godzina 23:00, a tu małe dzieciaki wytrzymały i czekały na nas.
Kamil Mokrzycki: To jest też niesamowite, gdyż w tym sezonie gramy bardzo dużo koncertów. Każdy z nich jest inny, każdy jest wyjątkowy i każdy się w pewien sposób różni, ale dzisiaj, jak weszliśmy na scenę, to był jeden z tych koncertów, który miał swoją magiczną moc. Po prostu od pierwszego utworu poczuliśmy coś niesamowitego w atmosferze i to trwało do końca tego koncertu. Tego nie da się opisać słowami. To jest swego rodzaju energia, która jest połączeniem nas i publiczności. Dzisiaj to, co dostaliśmy od publiczności, było niesamowitym kopem, który dał nam już od pierwszego numeru siłę aż do samego końca.
Kamil Bijoś: Ja jeszcze byłem w szoku, jak zeszliśmy po ostatnim numerze, a potem wchodziliśmy na ten bis, to widziałem, że dookoła, z boku, z tyłu, dookoła całego stadionu stali ludzie! To było niesamowite. Ekstra, że tylu osób przyszło, żeby posłuchać naszej muzyki.
Kamil Pietrzyk: To świetne przyjęcie przez zawierciańską publiczność wynika z doskonałego odbioru waszej debiutanckiej płyty „Atom”, którą nagraliście dziesięć lat po sformowaniu się zespołu Sound'n'Grace. Dlaczego tak późno nagraliście debiutancką płytę?
Kamil Mokrzycki: Myślę, że na początku, kiedy powstało Sound'n'Grace nikt nie myślał o tym i nie miał ani planów wydawniczych, ani koncertowych. Było to bardziej zajawkowe spotykanie się i granie koncertów, ale faktycznie później, z czasem coraz poważniejsze stawało się to nasze koncertowanie. Myślę, że takim naszym najjaśniejszym punktem było spotkanie z Gorgo, czyli z naszym wydawnictwem muzycznym Łukasza Bartoszaka i Kasi Chrzanowskiej, którzy połączyli nasze siły z producentem Tabbem (Bartosz Zielony – przyp. KP) i to dało niesamowite połączenie. Myślę, że wielu artystów na scenie polskiej dzisiaj boryka się z tym, że albo nie mają dobrego materiału, albo nie mają dobrego managementu – osób, które wiedzą, w jaki sposób kierować karierą artystów. Nam się udało dostać combo w postaci Tabba i Gorgo, które jest połączeniem niezawodnym. Do tego dołożyliśmy wszelkich starań i sił muzycznych, żeby płyta „Atom” i to połączenie było czymś niesamowitym i niespotykanym. Mam nadzieję, że się udało.
Kamil Pietrzyk: Chór to zrzeszenie jednostek, indywidualności wokalnych tworzących zespół. Czy ciężko jest utrzymać tak liczną grupę ludzi w ryzach?
Michał Bojarski: U nas występują bardzo różne osobniki. Jeśli chodzi o charakter, to jest ogień, woda, ziemia, powietrze...
Kamil Mokrzycki: I Kapitan Planeta! (śmiech)
Michał Bojarski: Niektórzy się ulatniają, więc okiełznać to towarzystwo jest trudno. Kamil z Anią tworzą idealny duet, który jest w stanie to towarzystwo okiełznać...
Kamil Mokrzycki: Choć nie zawsze (śmiech)
Kamil Bijoś: Jest taki problem, że większość z nas tak naprawdę pracuje w „normalnych zawodach”.
Kamil Mokrzycki: Powiedzmy szczerze – tak generalnie, to dziewczyny są gorsze niż chłopaki w zespole (śmiech). Czasami od nich uciekamy, czasami są okropne, one stwarzają problemy, a my je rozwiązujemy (śmiech). Tak to wygląda w zespole Sound'n'Grace.
Kamil Pietrzyk: Gospel nie należy do najpopularniejszych gatunków muzycznych w Polsce. Skąd wzięła się u was miłość do amerykańskiego, a właściwie, do afroamerykańskiego gatunku muzycznego, jakim jest właśnie gospel?
Kamil Mokrzycki: To jest bardzo proste. Ja i Ania, jeszcze nie znając się, trafiliśmy na warsztaty gospel. Część wokalistów Sound'n'Grace, którzy do dziś śpiewają w tym zespole, również była na tych warsztatach i tam się poznaliśmy. Tak stwierdziliśmy, że warto by było stworzyć coś na kształt tego, co spotkaliśmy na tych warsztatach. W późniejszym okresie to już było tak, że wszystkie osoby, które dołączały do Sound'n'Grace, miały do czynienia z muzyką: albo z jazzem, albo z muzyką popową, albo z bluesem lub soulem, a wszystkie te nurty, jakby nie było, czerpią też z muzyki gospel, która jest niekiedy podstawą do wszystkich tych nurtów muzycznych. Myślę, że to było też takim wyzwaniem, inspiracją dla poszczególnych członków, którzy dołączali do Sound'n'Grace – nie tylko wokalistów, ale i muzyków, którzy chcieli po prostu zmierzyć się z tym gatunkiem.
Kamil Bijoś: A ja cię tak Kamil zapytam, bo jestem w zespole od dwóch lat – nie było tak, że dziesięć lat temu, kiedy zaczynaliście, nie było po prostu takich zespołów w Polsce?
Kamil Mokrzycki: Co ty! Kiedyś był wylew jeszcze większy niż teraz. Odbywały się warsztaty, które były organizowane co dwa miesiące na terenie Polski. Przyjeżdżali instruktorzy z Londynu, ze Stanów Zjednoczonych, więc jeżeli chodzi o gospel, to rzeczywiście myślę, że teraz jest tego troszeczkę mniej, choć cały czas funkcjonują chóry gospelowe w wielu miastach. Mamy nadzieję gdzieś tam z tyłu głowy, że przecieramy szlak dla wielu innych zespołów, ale też zespoły takie jak TGD (Trzecia Godzina Dnia – przyp. KP) zawsze były dla nas inspiracją.
Kamil Pietrzyk: Płytę „Atom” nagraliście z producentem Tabbem, który raczej kojarzony jest z inną muzyką: głównie z rapem, hip hopem, ale i popem (płyta z Grzegorzem Hyżym). Czy Tabb od razu zrozumiał specyfikę gospel? Długo się docieraliście zanim udało się osiągnąć zadowalający was finalny efekt studyjny?
Kamil Bijoś: Myślę, że dla niego było to też jakieś wyzwanie, nowe doświadczenie. Jak przyszliśmy do jego studia, przyjechało do jego trzydziestometrowego mieszkanka dwanaście osób...
Kamil Mokrzycki: Nie „mieszkanka”. On tam nie mieszka. To jest studio.
Kamil Bijoś: Tak, tak, to jest studio, ale wygląda jak mieszkanko. Tabb szybko się dostosował.
Kamil Mokrzycki: To jest niesamowite u Tabba, że on jest taką osobą, która bardzo słucha, jest bardzo cierpliwy, bardzo uważny. Mnie to zdziwiło, że on po prostu nas „chłonął”, czerpał od nas...
Kamil Bijoś: Brał to, co najlepsze od każdego z nas...
Kamil Mokrzycki: Niejednokrotnie było tak, że my gadaliśmy jakieś głupoty, albo w ogóle chcieliśmy nagrywać jakieś partie, które nigdy w życiu by na tę płytę nie weszły, a Tabb pozwalał nam na to wszystko, wiedząc, że z tego może wyjść coś dobrego. Współpraca z taką osobą, jeżeli chodzi o kwestię muzyczną, jest czymś niesamowitym, bo jest to świetny producent. Jest to osoba, która totalnie pozwala rozwinąć skrzydła. Myślę, że to nasze połączenie: jego otwartości na różne rodzaje i gatunki muzyczne, i tej naszej miłości i zażyłości z muzyką gospel pozwoliło przemycić do totalnie popowej płyty, jaką jest „Atom”, brzmienia, harmonie gospelowe. Wyszło z tego takie połączenie, jakiego nie ma w Polsce.
Kamil Pietrzyk: W waszej muzyce jest dużo pogody ducha, dużo optymizmu i pozytywnego przekazu. Często zdarza się, że podchodzą do was młodzi ludzie i dziękują, że poprawiliście im samopoczucie, wyciągnęliście z dołka?
Michał Bojarski: Tak, zdarza nam się to bardzo często, zwłaszcza w komentarzach na różnych portalach społecznościowych. Ludzie wychwalają nas po koncercie, przed koncertem, że czują tę energię na płycie i to potem potwierdza się na koncertach. Jest to dla nas czymś napędzającym, że rzeczywiście nie jest to tylko to, że wydaliśmy płytę i ludzie nie wiedzą, czego się po tych koncertach można spodziewać, ale po koncertach jest rzeczywiście wielki odbiór i osobiście ludzie nam o tym mówią.
Kamil Mokrzycki: Jak tak sobie myślę o naszej płycie, że jak wychodzi solista, to rzeczywiście łatwiej jest mu opowiedzieć swoją osobistą historię i wtedy można opowiadać również o przeżyciach przykrych, smutnych, o rozterkach miłosnych. A my co? Mamy wyjść i Bijoś ma śpiewać o moim złamanym sercu, czy ja mam wyjść i śpiewać o tym, jak Bojara zostawiła dziewczyna?
Kamil Bijoś: Ma być wesoło!
Kamil Mokrzycki: Jako grupa śpiewamy o takich emocjach, jakie się przeżywa wspólnie. Nawet jeśli mamy jakieś ballady czy utwory, które zmuszają do przemyśleń, to są to jakieś sztampowe przemyślenia i problemy, które dotyczą większości osób. Są może mniej indywidualne, ale łatwiej w grupie mówić o rzeczach przyjemnych, radosnych i pozytywnych, stąd „Atom” jest tak pozytywną płytą.
Kamil Bijoś: To w dużej mierze zasługa Patrycji Kosiarkiewicz, że napisała nam takie teksty i tak to fajnie połączyła z muzą.
Kamil Pietrzyk: Czy poza Sound'n'Grace udzielacie się w jeszcze innych projektach? Wykonujecie w nich inną muzykę niż gospel?
Kamil Mokrzycki: Mamy! Bojar do niedawna jeszcze przecież śpiewał w kwartecie wokalnym...
Michał Bojarski: W mocno jazzowym kwartecie wokalnym, a może i bardziej była to poezja śpiewana? Trzeba się realizować, rozwijać i przenosić to później do Sound'n'Grace. Chór charakteryzuje to, że jest w nim wiele osób związanych z różnymi gatunkami.
Kamil Bijoś: Chór nas też tak na tyle zaabsorbował, że nie ma czasu...
Kamil Pietrzyk: Jak powiedzieliście wcześniej, większość z was pracuje w „normalnych zawodach”...
Kamil Mokrzycki: Tak, część osób pracuje zawodowo, ale na przykład Kamil, mimo tego, że mamy totalny obecnie bum na pracę w Sound'n'Grace, to jest na tyle zdolny i rozchwytywany, że rzeczywiście w tak zwanym „międzyczasie”, którego ma mało, ogarnia jakieś featuringi (ang. gościnne występy – przyp. KP), gościnnie bierze udział w różnego rodzaju projektach. Inni wokaliści też tak działają. Dla nas jest to zawsze budujące i cieszymy się, że oprócz tego, iż działamy ze sobą w Sound'n'Grace, każdy z nas na zewnątrz próbuje się rozwijać, bo później to wraca do projektu. Mam nadzieję, że Kamil, z racji tego, że bierze udział w projekcie hip hopowym, będzie rapował na koncertach (śmiech).
Kamil Pietrzyk: Dziękuję bardzo za rozmowę!
Kamil Mokrzycki: Kochani, jak widzicie, mamy cudowny humor, cudowny nastrój, a to wszystko dzięki wspaniałej publiczności w Zawierciu, która dała nam mnóstwo mega pozytywnej energii i chyba jest to zrozumiałe, że będąc tak zwariowanymi ludźmi, nie mogliśmy nagrać niepozytywnej płyty!
Zdjęcia: Paweł Machelski
Redakcja
Nowa
6
maj
2024
Więcej
Redakcja
Nowa
3
maj
2024
Więcej
Redakcja
Nowa
3
maj
2024
Więcej
Redakcja
Nowa
3
maj
2024
Więcej
Redakcja
Nowa
30
kwi
2024
Więcej
Redakcja
Nowa
29
kwi
2024
Więcej
Przewiń stronę na samą górę.
Wyszukaj na stronie
Twoja przeglądarka internetowa, bądź system operacyjny, nie wspierają lektora w polskiej wersji językowej.